czwartek, 30 października 2014

Od Gawrona

Wędrowałam przez las w poszukiwaniu... ciężko określić czego, ponieważ tu niczego nie ma! Najwyraźniej zbłądziłam. Narząd lotu włóczył się po ziemi, był wyłącznie ciężarem. Zamiast czuć się lekka, jak ptak - ja miałam wrażenie, że zaraz grunt zniknie mi spod łap. Wyczuwałam sporo innych wilków, ale zmęczenie wzięło górę. Wszystkie zapachy zmieszały się ze sobą. ,,Mogłaś zostać pod skrzydłem mamusi'' - zaśmiałam się w duchu.
Knieje wydawały się ciekawym miejscem na odpoczynek, jednak to nie dla mnie. Odbiłam się z impetem od podłoża i w ułamku sekundy znalazłam się ponad wdzięcznymi koronami drzew. Pokryta kawałkiem lasu szukałam jakiejkolwiek watahy. Zgadnijcie co znalazłam... okrągłe zero. Skurczybyki się nieźle zaszyły na tym terenie. Moja w tym głowa, aby ich odszukać.
Skierowałam się ku oddalonym wodospadom. Jak dobrze znów móc się unieść. Jedyny minus stanowiły muchy wpadające do ust. W górze wody nie było zbyt wiele przestrzeni, bym mogła spokojnie wylądować. Cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Przystąpiłam do lądowania, które nie okazało się pomyślne. Nie udało mi się zahamować na mokrych skałach. Mało brakowało, a wpadłabym do wielkiego, rwącego potoku. Pióra - tyle by ze mnie zostało.
Następnie już spokojnie przeniosłam się do części leśnej. Przysiadłam na niedużej skale, słuchając śpiewu barwnych ptaków. Tego mi brakowało. Chociaż była jeszcze jedna, bardzo istotna rzecz... marudne kiszki marsza grały. Świetnie się złożyło, zauważyłam delikatny ruch w zaroślach, zaledwie kilka metrów ode mnie. Nie myśląc, co to za zwierzę rzuciłam się prosto w krzaki bez zbędnych ceregieli. Nagle poczułam mocne uderzenie o twardą ziemię. Przeciwnik warknął, kłapnął pyskiem, po czym uniósł łapę do góry. Momentalnie okryłam się skrzydłami. Jego szpony przejechały po nich, wydając donośny pisk.
- A drap. Prędzej pazury sobie połamiesz - parsknęłam, wciąż kryjąc się za tarczą.

[Vanitas :'D?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz