Dzień jak co dzień. Obudziłam się jako pierwsza. Postanowiłam wybrać
się na łowy sama i zaimponować Alphie zdobyczą. Poszłam do najbliższego
lasu. Poranek był pochmurny i mglisty. Zataczała się co raz bardziej w
głąb lasu i zobaczyłam dorosła sarnę. Od razu pomyślałam ze Alphy będą
ze mnie dumne. Podkradłam się niezauważalnie i przystąpiłam do ataku.
Chwyciłam gardło sarny i już było po wszystkim. Najcięższa robota to
było przeniesienie martwego zwierzęcia. Ciągnęłam ja z wielkim trudem aż
w końcu zauważyłam teren naszej watahy. Watahy ognia. Była to wataha
gdzie wilki niższej rangi byli traktowani okrutnie niczym niewolnicy ale
to był mój jedyny dom i myślałam ze tak już wszędzie jest. Zaniosłam
sarnę do Alphy był to silny i ogromny basior bez serca nazywali go Diego
gdyż nigdy nie chciał wyjawić swojego imienia. Zauważył mnie i dał znak
swoim podwładnym aby się zajęli moja zdobyczą. Nie podziękował nawet
tylko się patrzył na mnie. Zignorowałam to i poszłam się wyczyścić z
krwi do najbliższego jeziora. Nie wiedziałam jednak o tym ze mnie ktoś
śledzi. Zanurzyłam się w wodzie gdy jednak się wynurzyłam zobaczyłam
zbliżającego się Alphe. Nie podobało mi się to...
-An podejdź - powiedział bez żadnych emocji
Wyszłam
z wody i podeszłam do niego. Nagle poczułam przeszywający ból głowy.
Ktoś mnie zaatakował od tylu uderzył w kark. Zemdlałam. Obudziłam się w
miejscu ciemnym pełnym pajęczyn. Najprawdopodobniej była to jaskinia
dawno nie odwiedzana. Jakaś ciemna postać zbliżała się do mnie, był to
Diego. Próbowałam uciec lecz miałam przywiązanie łapy.
-Czego ode mnie chcesz ?! - krzyknęłam z przerażeniem
-Zaczęło
się od twojego przyjścia do naszej watahy. Zapewne tego nie pamiętasz
ale ja pamiętam to doskonale. Wiedziałem, że jesteś potomkiem naszych
wrogów Watahy Światła. Inni członkowie zapewne by cię zabili lecz nie
powiedziałem im o twoim pochodzeniu. Widziałem w tobie coś specjalnego
-Dlaczego mnie więzisz ? - spytałam powstrzymując łzy
-Bo
cię pragnę. Widziałem w swojej wizji ciebie i się zakochałem. Lecz
wiedziałem że nasz związek nigdy nie zaistnieje z powodu twojego
pochodzenia, więc szukałem jakiegoś rozwiązania
-Zostaw mnie ! Nigdy się z tobą nie ożenię
-Ciii. Teraz ja mówię. Musisz zrzec się światła
-Nigdy!
-Zobaczymy ...
Wtedy
odszedł w mrok i już go nie widziałam. Siedziałam w tej jaskini 3
tygodnie bez wody i bez jedzenia. Byłam na skraju śmierci. Przyśnił mi
się sen. Byłam w lesie promienie słońca zatrzymywały się a liściach
drzew. Usłyszałam tylko jedno słowo "libertà".
I nagle się obudziłam. Znów widziałam mrok.Poddałam się. Nagle stała
się światłość, nic nie widziałam po paru tygodniach mroku. Poczułam jak
kajdany na moich łapach się urywają i jestem wolna. Trudno mi było
utrzymać równowagę ale kierowałam się w stronę gasnącego światła.Był
zakręt a gdy już zmieniłam kierunek było wyjście. Piękny zielony las.
Czym prędzej ruszyłam przed siebie nie oglądając się. Biegłam tyle ile
miałam siły. Moja wędrówka trwała 3 miesiące. Przez 3 miesiące odkryłam
swój nowy żywioł (ziemia) oraz moce związane ze światłem. Gdy zaczynała
się jesień ujrzałam pierwszą swoją wizje. Dotyczyła ona założenia
watahy. Ujrzałam pewne problemy lecz zawsze kończyły się dobrze. Po
wizji postanowiłam założyć watahę. Rozejrzałam się po okolicy i wybrałam
tereny watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz